Z pozoru mogłoby się wydawać, że oglądanie dokumentów o brutalnych morderstwach, porwaniach czy działaniach seryjnych zabójców powinno wywoływać niepokój. Tymczasem produkcje z gatunku true crime biją rekordy popularności — zwłaszcza na Netflixie. Produkcje takie jak Making a Murderer, The Staircase czy Rozmowy z mordercą: Taśmy Teda Bundy’ego pokazują, że fascynacja prawdziwym okrucieństwem nie jest wcale marginalna. Wręcz przeciwnie — przyciąga miliony widzów. Tylko… dlaczego?
Prawdziwe zbrodnie, prawdziwe emocje
Jednym z głównych powodów popularności true crime jest czysta ludzka ciekawość. Chcemy wiedzieć, jak doszło do przestępstwa, co skłoniło sprawcę do działania i jak udało się (lub nie) go schwytać. Oglądając tego typu dokumenty, próbujemy zrozumieć, co kierowało umysłem przestępcy, poszukujemy logicznego wytłumaczenia irracjonalnych zbrodni. To forma mentalnej gry: co bym zrobił na miejscu ofiary? Czy ja też byłbym zagrożony? Jak dobrze rozpoznajemy zło wokół nas?
Co ciekawe, badacze wskazują, że to właśnie poczucie bezpieczeństwa w obliczu niebezpieczeństwa przyciąga do takich historii. True crime pozwala zajrzeć w mroczną stronę rzeczywistości… bez ryzyka. Siedząc bezpiecznie na kanapie, widz zmaga się z emocjami, które w prawdziwym życiu byłyby przerażające.
Netflix jako mistrz narracji
Netflix nie stworzył gatunku true crime, ale uczynił z niego rozrywkowy fenomen. Jak to możliwe?
Przede wszystkim: forma. Produkcje Netflixa są starannie zrealizowane — z odpowiednią dawką suspensu, narracją godną thrillera i świetnym montażem. Każdy zwrot akcji, każdy nowy fakt czy trop jest precyzyjnie dawkowany, jak w najlepszym kinie sensacyjnym. Efekt? Trudno się oderwać.
Po drugie: dostępność i personalizacja. Jeśli oglądamy jeden dokument o przestępstwach, algorytm serwuje nam kolejne, dopasowane tytuły. W ten sposób wielu widzów wpada w tzw. „true crime rabbit hole” i pochłania całe serie odcinków w jeden wieczór (czytaj: binge-watching).
Trochę fan, trochę detektyw
Ciekawym aspektem jest także rosnąca społeczność fanów true crime, która wychodzi poza ramy biernego oglądania. Widzowie analizują sprawy, piszą teorie, łączą fakty. Powstają podcasty, fora tematyczne, a czasem nawet pomagają w realnych dochodzeniach. Netflix świetnie podłapuje ten trend — czego dowodem jest chociażby Don’t F**k With Cats, historia, w której internauci doprowadzili do namierzenia mordercy.
Moralna ciemna strona
Nie da się jednak uciec od pytania: czy wykorzystywanie prawdziwych tragedii jako rozrywki nie przekracza granic etyki? Ofiary, ich rodziny i wspólnoty muszą mierzyć się z tym, że dramatyczne wydarzenia z ich życia stają się medialnym show.
Netflix często stara się pokazywać kontekst społeczny, systemowe nadużycia czy niesprawiedliwości – tak jak w Making a Murderer czy The Confession Tapes. Niemniej, true crime jako forma rozrywki wciąż budzi kontrowersje.
True crime jako współczesna mitologia?
W pewnym sensie historie true crime stały się współczesnymi mitami — ostrzeżeniami, moralnymi opowieściami o dobru i złu, przypadku i przeznaczeniu. Dzięki takim produkcjom nie tylko doświadczamy silnych emocji, ale też mamy poczucie, że uczymy się świata — jego cieni i zakamarków.
Jedno jest pewne: Konto Netflix i true crime jeszcze długo będą iść ramię w ramię. Popyt na mroczne, ale „autentyczne” opowieści nie słabnie — bo to nie tylko rozrywka. To również próba zrozumienia świata, który — jak pokazuje ekran — bywa o wiele bardziej skomplikowany i przerażający niż fikcja.
—
Artykuł sponsorowany